Oddział zamknięty. Oddział dla tych pod ciągłym nadzorem.
Kraty w oknach, zamki elektromagnetyczne, a zewsząd patrzy oko Wielkiego Brata.
Spędziłem tam kiedyś trzy tragiczne tygodnie, po jednym z moich gorszych
wybuchów. Nie do końca już pamiętam, co mnie wtedy wkurzyło. Możliwe, że był to
wredny gołąb, który nie pozwalał mi spać. I chyba wybiłem okno. Ale ręki nie
dałbym sobie uciąć.
Rozglądnąłem się po pokoju, chociaż pewnie nie skłamałbym,
używając określenia, moim byłym pokoju. Na lewo znajdowały się jasnobrązowe
drzwi (zamykane jak Bóg przykazał na tradycyjny kluczyk) a po swojej prawe ręce
miałem duże, a co najważniejsze, niezakratowane okno wychodzące na podjazd. Tuż
obok stało biurko, które w moim przypadku służyło raczej jako ozdoba, niż coś
stale eksploatowanego. Naprzeciwko łóżka znajdowała się niewielka szafka
przechowująca mój niewielki dobytek ( w tym ulubiony podkoszulek z Harry'ego
Pottera), ponieważ większość moich rzeczy skonfiskowali na samym początku. Jak
głosił napis na ulotce informacyjne szpitala psychiatrycznego w Sioux Falls w
stanie Dakota: "Rzeczy prywatne uznane przez lekarza prowadzącego za
nieodpowiednie, zostaną skonfiskowane, gdyż mogą niekorzystnie wpłynąć na leczenie pacjenta,
utrudniając mu skupienie się na terapii, która według danych statystycznych już
po okresie trzech miesięcy przynosi widoczne rezultaty. Wszelkie mienie
zostanie zwrócone właścicielowi w chwili wypisania ze szpitala." Jak
znałem życie moje PSP razem z komórką i innymi wartymi uwagi rzeczami, które
utrudniają skupienie się na terapii, leżało gdzieś teraz w kartonowym pudle z
napisem "Albert Iwanow".
Plakatów pewnie też
nie pozwolą mi zabrać. W końcu mógłbym się w akcie desperacji pociąć ich
ostrymi krawędziami.
Poza żalem za utraconym pokojem oraz chwilową tęsknotą za
kurzącym się w kartonowym pudle PSP, nie czułem praktycznie nic. Była to zapewne
wina krążących jeszcze w moim krwioobiegu, w nie tak małych ilościach, środków
uspokajających. W dodatku nie dawała mi spokoju tajemnicza wypowiedź Śliskiego
Jima. O co chodziło mu z tym planem? I że mam się nie miotać. Teraz na pewno
nie będę. Przyjmę ich wiadomość ze stoickim spokojem, na gołą klatę. Nie dam
ojcu tej satysfakcji.
Sekundę po podjęciu przeze mnie tej decyzji drzwi otworzyły
się z cichym jękiem, a rodzice weszli do pokoju ostrożnie rozglądając się
dookoła, tak jakby oczekiwali, że ich syn zaczaił się w najciemniejszym rogu i
zaraz wyskoczy z morderczymi zamiarami.
Rozciągnąłem usta w coś na kształt uśmiechu i pomachałem
niemrawo ręką.
- Witaj, synu - ojciec wziął na swoje barki ciężar
rozpoczęcia rozmowy. W iście żołnierskiej postawie stanął w nogach łóżkach
patrząc na mnie krytycznie. Mama natomiast pochyliła się nade mną i mocno
przytuliła. Niepewnie odwzajemniłem uścisk - zapomniałem już, jaka była
malutka. Na krótką chwilę wtuliłem się w jej ramię, wdychając tak dobrze znany
mi zapach. Zapach domu, do którego miałem nie wrócić, przynajmniej przez
następne kilka lat.
Umiejętności konwersacyjne taty najwidoczniej ograniczały
się dzisiaj do przywitania, a mama siedziała cichutko po swojemu, cały czas
gładząc mnie po dłoni. Kiepscy z nich byli aktorzy. Nawet gdybym nie wiedział,
co się święci, od razu zacząłbym coś podejrzewać.
- Co tam u Thomasa i
Emily? - nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy zapytałem o pierwszą lepszą
rzecz, jaka wpadła mi do głowy.
Tato odchrząknął.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Są dumą swoich
uczelni.
Pokiwałem głową. Idealni Thomas i Emily. Idealne oceny,
idealne zachowanie, idealny wygląd - idealne dzieci. Bliźnięta dwujajowe. Duma
rodziny. Złote ręce do wszystkiego.
- Jeśli chodzi o Willa... No cóż, na naszą zgubę jak na
razie bliżej mu do ciebie niż do nich.
Mama skrzywiła się słysząc tą szczerą do bólu wypowiedź, ja
natomiast z dość marnym skutkiem starałem się powstrzymać uśmiech. Willy.
Uroczy dzieciak. W swoje 8 urodziny postanowił ukryć w ognisku zestaw petard o
wdzięcznej nazwie "Przedsionek piekła", które swoją drogą sam
pomagałem mu wybrać. I rzeczywiście, tuż po podłożeniu ognia rozpętało się
istne piekło. Zabawa była przednia, szkoda tylko, że reszcie naszej rodzinki
nie było do śmiechu.
- Przykro mi to słyszeć - powiedziałem z udawanym żalem.
Tato znowu chrząknął w odpowiedzi. Czasami ten jego zwyczaj okropnie działał mi
na nerwy.
W pokoju znowu zapanowała cisza. Cierpliwie czekałem, aż
któreś z nich w końcu zbierze się w sobie. Dobrze wiedziałem, dlaczego jest im
tak ciężko przekazać mi, że trafiam na oddział zamknięty. Jeszcze dwa miesiące
temu wesoło gawędziliśmy o planach na przyszłość, kiedy to już wyjdę ze
szpitala. Widziałem wtedy, że kamień spadł im z serca - ich syn jest zdrowy, a
pobyt w wariatkowie to tylko mało istotny epizod, rysa na życiorysie, do której
już nigdy nie trzeba będzie wracać. A tu taka niespodzianka.
- Igorze, nie ma sensu tego dłużej przeciągać - odezwała się
znienacka mama, znacząco spoglądając na tatę.
Wspomniany wcześniej Igor Iwanow, major marynarki wojennej,
zmarszczył swój wydatny orli nos, który miałem szczęście po nim nie
odziedziczyć, i wyprostował się jeszcze bardziej, głośno wciągając powietrze do
płuc.
- Albercie, w sobotę wieczorem odebraliśmy telefon od doktor
Corner. Opowiedziała nam o sobotnim... incydencie.
- Co dzisiaj mamy za dzień? - wtrąciłem się zdezorientowany,
widząc zachodzące za oknem ciemnopomarańczowe słońce.
Ojciec spojrzał na mnie krytycznie, znowu odchrząkując
znacząco, jako swój znak dezaprobaty za przerwanie mu wypowiedzi.
- Jest niedziela wieczór, skarbie - odpowiedziała szybko
mama.
Czyli przespałem cały dzień.
- Jak już wspomniałem - ciągnął tata - doktor Corner
poinformowała nas o sobotnim incydencie. Doszła do smutnego wniosku, że terapia
nie daje przewidywanych skutków. Ten... nieszczęsny wypadek zmusił nas do
podjęcia...
Westchnąłem poirytowany.
- Nazywaj rzeczy po imieniu, tato. Jesteśmy w wariatkowie,
tu wszyscy wiedzą, że odwala mi szajba. żaden wścibski sąsiad cię nie
podsłucha, nie masz się czego obawiać.
Żyła na szyi zaczęła mu niebezpiecznie pulsować.
- Synu, nigdy nie powiedziałem, że się ciebie wstydzę...
- Twoja komunikacja niewerbalna była aż nadto wymowna -
prychnąłem.
- Po prostu wiem, że stać cię na więcej. Gdybyś się bardziej
starał, być może...
- Dobrze wiesz, że chcę stąd wyjść bardziej niż ktokolwiek
inny! - stopniowo zacząłem podnosić głos, na co mama ostrzegawczo uścisnęła
moją dłoń.
- W takim razie bardzo mi przykro, ale teraz raczej nie
będzie to możliwe! - oznajmił ojciec cały czerwony na twarzy.
Słowa zawisły w powietrzu. Rodzice ze wstrzymanym oddechem
wyczekiwali mojej reakcji. Ja jednak trzymałem się swojego postanowienia.
- Co... co masz na myśli? - spytałem, dla lepszego efektu
jąkając się na początku. Musicie przyznać, całkiem niezły byłby ze mnie aktor.
- Zostaniesz przeniesiony na oddział zamknięty.
Otworzyłem usta, po czym zamknąłem je, głośno przełykając
ślinę. Może nie jakiś tam Brad Pitt, czy coś, ale przecież nie od razu
Hollywood zbudowali.
- No tak. Mogłem się domyślić. - Spuściłem głowę.
- Tak nam przykro, Al - mama przyłożyła mi dłoń do policzka.
Głos jej drżał. Może aż zbyt dobrze grałem swoją rolę.
Ktoś zapukał do drzwi. Zawiasy skrzypnęły po swojemu, a zza
framugi wyłoniła się głowa doktor Corner.
- Jeśli skończyli już państwo rozmawiać z synem, prosiła bym o chwilę rozmowy w moim gabinecie.
Ojciec skinął głową. Spojrzał się na mnie i po chwili
wahania wykonał ruch, tak jakby chciał mnie przytulić. Na szczęście w porę z
tego zrezygnował.
- Do następnego razu, Albercie - pożegnał się, po czym
wyszedł z pokoju.
Mama nie miała jednak obiekcji. Pochyliła się nad łóżkiem i
przytuliła mnie z całych sił.
- Kochamy cię, Al - wyszeptała mi do ucha. - Niektórzy po
prostu nie potrafią tego okazać. Pamiętaj, zachowuj się i bądź miły dla innych.
- Będę - obiecałem.
skończyłam ;( za szybko ;( Język masz świetny łatwo się czyta i przede wszystkim nie męczy, co jest oczywiście na plus historia jak najbardziej oryginalna i porostu świetna. Czekam na więcej jeśli możesz informuj mnie o nowych notkach :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpoziom-drugi.blogspot.com
Dziękuję. :D Za przeczytanie, a przede wszystkim za komentarz - dość trudno tu o nie. O nowych wpisach (jeden już dziś ;) ) będę informować z przyjemnością. Można też dołączyć jako czytelnik. :D
UsuńPozdrawiam