UWAGA!
Z góry przepraszam, ale byłam zmuszona usunąć poprzedni wpis a krótką kontynuację zamieszczam tutaj, naskrobaną na szybko. Plan fabuły uległ zmianie. Dalszą część postaram się umieścić w najbliższych dniach.
_____________________________________________
Niemało wysiłku kosztowało mnie otworzenie powiek, które
zdawały się ważyć tonę. Od razu poznałem, że naszprycowali mnie kolejną porcją
środków uspokajających, bo myśli rozłaziły się na wszystkie strony jak mrówki
wypłoszone z mrowiska. Chociaż może to nie najlepsze porównanie. Ale całkiem
zabawne. Mrówki. Zachichotałem, co było do mnie niepodobne.
- Zwariowałeś, chłopcze? Masz zamiar
spędzić tu resztę życia?
Zmarszczyłem brwi i chcąc zlokalizować źródło tego niezbyt
uprzejmego głosu podniosłem głowę. A raczej starałem się podnieść, gdyż nic z
tego nie wyszło. Wymacałem więc prawą ręką znajdujący się na krawędzi łóżka mechanizm
i po chwili mocowania się z przyciskami, podniosłem zagłówek na tyle, by
zobaczyć odwiedzającego mnie gościa.
Ależ szok. Że hej. Toż to roztropny brat bliźniak Śliskiego Jima.
A przynajmniej do takiego wniosku doszedł mój otępiały mózg.
Koleś wyglądał identycznie jak Śliski Jim, ale miał zbyt świadomy i inteligentny
wyraz twarzy.
- A pan to kto? - wymamrotałem, siłą woli powstrzymując
swoje powieki przed ponownym zamknięciem.
- Nie wygłupiaj się, dobrze wiesz, kim jestem.
- Raczej nie tym świrem z pokoju 223 - znowu zachichotałem.
- On nie potrafi zapiąć sobie sam rozporka.
Wymowna cisza była dla mnie wystarczającą odpowiedzią. Śliski
Jim posłał mi spojrzenie, które mogło zabić.
- Ups. - Odchrząknąłem. - Trochę niezręcznie.
- Zmarnowałeś swoją największą szanse chłopcze, ot co. Byłeś
tyle - prawie zetknął ze sobą kciuk i palec wskazujący prawej ręki - dosłownie
tyle od wydostania się stąd.
Jęknąłem zdegustowany. Czy on musiał zmuszać mnie do
myślenia?
- O co panu znowu chodzi? Nie zadowolił się pan
zbeszczeszczeniem mojej bluzki? Musi mnie pan jeszcze gnębić? To bardzo
nieuprzejme, psze pana. - Pomachałem mu groźnie palcem.
Wyraźnie irytował go mój brak zainteresowania. Wstał z
krzesła i pochył się nade mną, ściągając swoje krzaczaste brwi w jedną grubą
linię, która wyglądała niczym skrzydła gotującego się do lotu orła. Leć, orzełku,
leć, przez góry i doliny.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - warknął, chwytając mnie
za brodę i zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
- Przepraszam bardzo, ale rozproszyły mnie pana bujne brwi -
wymamrotałem ze ściśniętymi ustami.
Mamrocząc coś gniewnie pod nosem, Śliski Jim jednym ruchem
odłączył mnie od kroplówki.
- Ej! - zaprotestowałem. - Tak nie wolno! Znajdź sobie własną.
- Chcą cię przenieść na odział zamknięty, rozumiesz? Oddział
zamknięty. Odpuścili już sobie nawet obserwacje, doktor Corner podjęła decyzję
dziś rano.
Zamrugałem parokrotnie, trawiąc sens tych słów. Oddział
zamknięty? Przecież już prawie od pół roku byłem na oddziale dla tych
stabilnych, ostatni schodek do wyjścia na wolność, miałem już nawet ustalony
termin. Dwudziesty siódmy września.
Zapadła długa cisza,
podczas której bezmyślnie gapiłem się na Śliskiego Jima. Cierpliwie czekał, aż
sobie to wszystko poukładam, chociaż od czasu do czasu spoglądał z lekkim
niepokojem na zamknięte drzwi pokoju.
- Ale jak to? - wycharczałem w końcu. Na wskutek odciętej
kroplówki powoli zaczęło rozjaśniać mi się w głowie i z całą mocą dotarł do
mnie sens jego słów. - Nie mogą. Miałem już ustalony termin! Miałem wychodzić!
- Trzeba było nie rzucać się na drzwi od szpitala. Co ci
strzeliło do głowy?
- To wszystko przez te cholerne leki! - wybuchłem. - Gdyby
nie one mógłbym się jak człowiek przedstawić rodzicom Polly i wszystko byłoby w
porządku!
- Przez twoje szczeniackie amory cały mój misterny plan
diabli wzięli - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Więc słuchaj mnie teraz
bardzo uważnie. Nie opieraj się ich decyzją i nie miotaj, bo i tak nic nie
wskórasz. Przeniosą cię tak czy siak, od ciebie zależy, czy pójdziesz po
dobroci czy wezmą cię siłą. A jeśli choć słówko piśniesz o tej rozmowie, to...
Nie dowiedziałem się jednak co, bo wypowiedź Śliskiego Jima
przerwały gwałtownie otwarte drzwi, w których stanęła doktor Corner.
- Jimy? Skarbie, a co ty tutaj robisz? - Stary skurczybyk w
ułamku sekundy z powrotem stał się śliniącym się świrem. Przeniósł nieprzytomny
wzrok na kobietę. Doktor Corner zacmokała z dezaprobatą i pomogła swojemu podopiecznemu
wstać, po czym wyprowadziła go z pokoju. - No, wracaj mi szybciutko do siebie.
Wychwalając swój własny geniusz i przytomność umysł,
skorzystałem z okazji szybko i podłączyłem kroplówkę. Doktor Corner zamknęła
drzwi i z matczynym uśmiechem odwróciła się w moją stronę.
- Jak tam, Alfie? Główka już nie boli?
Leki znowu zaczynały działać, więc pokręciłem tylko
wspomnianą wcześniej głową. Widząc moją niemrawą reakcję doktor Corner znowu
zacmokała z dezaprobatą i odcięła mnie od zbawiennego wpływu odurzaczy. Zastanawiałem
się, jak na mój organizm wpłyną takie ciągłe zmiany.
- Musisz mieć przejrzysty umysł w trakcie rozmowy z
rodzicami - wyjaśniła, poklepując mnie pocieszająco po dłoni.
Wybałuszyłem oczy.
- Z rodzicami? - Ani trochę nie uśmiechała mi się ta
perspektywa. - A co oni tutaj robią?
- Przyjechali odwiedzić swojego syna, oczywiście.
Tak niby przypadkiem akurat po tym, jak próbowałem udusić
samego siebie. Zemląłem w ustach przekleństwo. Tymczasem doktor Corner już się
zmyła.
Wspaniale. Cudnie po prostu. Wizyty moich rodziców
przeważnie kończyły się tym, że skakaliśmy sobie z ojcem do oczu. Jego psychiczny
syn nie pasował do reszty prawie idealnej rodziny i tato nie potrafił się z tym
pogodzić. Dzisiaj przynajmniej miałem tę przewagę, że dzięki Śliskiemu Jimowi
wiedziałem, co mają mi do zakomunikowania i mogłem psychicznie się na to
nastawić.
W końcu, czy mogło być jeszcze gorzej?
Piszesz fantastycznie. Twój język to po prostu bajka. Wciągnęłam się w Twoją opowieść. Gdyby była to skończona książka w całości utrzymana na tak wysokim poziomie prawdopodobnie trafiłaby do moich ulubionych. Nie zniechęcaj się czasem niewielką ilością komentarzy, ciężko tu o nie, jak się jest nowym na blogspocie. Ja w każdym razie zamierzam tu regularne wpadać. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak miłe słowa! Rzeczywiście, blogspot nie należy do witryn, na których łatwo się przebić, ale mam nadzieję że mi się w końcu uda i zdobędę grupkę stałych czytelników. Następny wpis planuję na weekend, bo kolejne dwa dni mogę mieć wyrwane z życiorysu (sylwester rządzi się własnymi prawami).
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze raz i pozdrawiam. :D