wtorek, 20 stycznia 2015

4. "Sophie. Sophie Willis."


- Ale ja mam nietolerancje laktozy.
- Oczywiście, kochasiu - pielęgniarka uśmiechnęła się półgębkiem, popychając w moją stronę talerz z bliżej niezidentyfikowaną papką, którą w tym miejscu nazywali owsianką.
Z niedowierzaniem patrzyłem na jej oddalające się plecy. Wszystko na tym oddziale było nie tak. Jeśli mówiłeś prawdę, nikt ci nie wierzył, a kiedy się kłamało, i tak wszyscy mieli to w głębokim poważaniu.
- Dawaj - warknąłem i niewiele myśląc podmieniłem owsiankę na talerz z kanapkami należący do gościa siedzącego obok. Nie minęło pięć sekund, kiedy twarz nieszczęśnika wylądowała w szarawej breji. Westchnąłem teatralnie
- Nie musisz się tak na to rzucać, Manfred, starczy dla wszystkich - Tak naprawdę nie wiedziałem, jak się nazywa, ale skoro od pięciu dni siedzieliśmy przy jednym stoliku, uznałem, że warto nadać mojemu towarzyszowi posiłków jakieś imię.
Z niewiadomych przyczyn Manfred za każdym razem pakował głowę w jedzenie, ale i w tym szaleństwie był system łatwy do wyłapania. Pierwszego dnia bliżej zasmakował kolacji, drugiego śniadania, a trzeciego dogłębnie zbadał obiad. I tak w koło macieju, aż do skończenia świata.
Pociągnąłem go za ramiona i przywróciłem do pozycji siedzącej, wiedząc, co zobaczę na jego twarzy. Cały upaćkany owsianką gapił się na mnie szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Smacznego, Manfred - powiedziałem, podnosząc kanapkę do góry, jakbym wznosił toast.
Po śniadaniu, nie mając zbyt dużego wyboru, musiałem razem ze wszystkimi udać się do sali dziennej. Było to duże, jasne pomieszczenie, z mnóstwem foteli i stoliczków, czterema telewizorami, grami planszowymi i innymi tego typu duperelami, oraz  z jednym, stojącym w rogu, lekko podstarzałym komputerem, który na oddziale zamkniętym stanowił luksus dla wybranych. Korzystali z niego tylko nieliczni, mając za plecami dyszącą w kark Berte.
Czyżbym zapomniał wspomnieć wam o Bercie?
Berta była wspaniałą kobietą o wielkim serduchu, które musiało pompować krew przez naprawdę wielkie ciało. Dwa metry wysokości, łapsko godne Hagrida i łydki jak moje udo. Krążyła po oddziale zamkniętym łypiąc na wszystko i wszystkich, przyzywana przeważnie do cięższych napadów furii oraz paniki.
Podskórnie czułem, że prędzej lub później poznamy się bliżej. Ale na razie o tym nie myślałem, w dodatku odkąd trafiłem na oddział zamknięty, byłem grzeczny jak aniołek. Pozostawało być dobrej myśli.
Omiotłem salę wspólną ponurym spojrzeniem i z głośnym westchnięciem udałem się w stronę mojego fotela. Można powiedzieć, że przywłaszczyłem go sobie pierwszego dnia, odsuwając w jak najdalszy, możliwie wolny kąt pomieszczenia. I chociaż obsługa początkowo odstawiała go na swoje miejsce, po trzech dniach fotelowych migracji dała sobie spokój.
Ukokosiłem się na mięciutkim siedzisku i pomimo wczesnej pory przymknąłem oczy szykując się do drzemki. Do czasu terapii grupowej nikt nie powinien mi przeszkadzać.
- Jesteś tu nowy.
To by było na tyle, jeśli chodzi o posiedzenie sobie w spokoju.
- Brawo, Sherlocku - sarknąłem, nie otwierając oczu. Zwykle moja opryskliwość skutecznie odpędzała szukające nowej znajomości duszyczki.
- Yogi cię wypatrzył. I powiedział, żeby podejść, bo wydajesz się smutny.
- Powiedz więc Yogiemu, żeby się odwalił.
- Yogi nigdy się mnie nie słucha. - Nieznajomy głos wydawał się nie zauważać mojego braku zainteresowania, więc w końcu niechętnie podniosłem powieki i spojrzałem rozmówczyni w oczy.
Była drobnej budowy, niewysoka, co najwyżej 165 centymetrów wzrostu. Miała długie, lekko falowane włosy w kolorze starego złota i jasną cerę, ale to właśnie jej oczy od razu przykuwały uwagę. Ogromne, ciemne oczy. Stojąc tak w lekkim rozkroku z niepewną miną i z całej siły przytulając do piersi pluszowego, brązowego misia, wyglądała na jakieś piętnaście lat, chociaż zapewne była starsza.
- Może mnie się posłucha? - zaproponowałem, pochylając się w jej stronę.
W odpowiedzi potknęła mi pod nos swojego pluszowego misia. Plastikowe oczy wpatrywały się we mnie z wyczekiwaniem.
No tak. W sumie mogłem się domyślić.
Jeśli kiedykolwiek traficie do wariatkowa, bądźcie przygotowani na każdą ewentualność. Wtedy nic nie zbije was z trop. Taka dobra rada na przyszłość.
Odchrząknąłem.
- Witaj, Yogi. Czy mógłbyś się, z całym szacunkiem, odwalić?
Być może była to tylko moja wyobraźnia, ale puste plastikowe oczy wyglądałby na odrobinę wkurzone. Natomiast dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, jakbym sprawił jej ogromną radość. A miała uśmiech, którego naprawdę nie sposób było nie odwzajemnić.
- Widzisz, Yogi miał rację. Byłeś smutny i już nie jesteś.
Znowu parsknąłem śmiechem i zaciekawiony przekrzywiłem głowę. Mówię wam, było w niej coś naprawdę intrygującego. Tak intrygującego, że postanowiłem podjąć ryzyko.
- Albert Iwanow - wstałem z fotela i wyciągnąłem rękę na przywitanie.
- Sophie. Sophie Willis - ścisnęła moją dłoń, lekko skrępowana uciekając gdzieś wzrokiem. - Cieszę się, że odezwałeś się do Yogiego. Niektórzy uważają - dała mi znak dłonią, żebym się pochylił i wyszeptała mi do ucha - że to tylko pluszowa zabawka.
Wciągnąłem powietrze z udawanym oburzeniem.
- Nie gadaj!
Zafrapowana pokiwała gwałtownie głową. Właśnie otwierała usta, żeby się odezwać, kiedy...
- Świrusko!
Sophie wzdrygnęła się i obróciła w stronę, z której dobiegł głos. W naszą stronę zmierzała osoba, z którą nie miałem najmniejsze ochoty się układać.
Na imię miała Jody, ale i tak wszyscy wołali na nią Sméagol, co zdawało się jej nawet odpowiadać. Byliśmy u tego samego lekarza na terapii grupowej, a jeśli wierzyć plotkom, trafiła tutaj po nieudolne próbie podpalenia domu sąsiadów.
Stanęła po lewej stronie Sophie i ostentacyjnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Coś za jeden? - rzuciła.
- Albert Iwanow.
- Jakiś Rusek? - zmarszczyła nos. - Nie widziałam cię tu wcześniej. - A słyszysz w jego głosie jakiś akcent, inteligencie? - Zamknij się! Nikt cię nie prosił o zdanie! - Twój brak rozumu mnie poprosił. - Powiedziałam. Siedź. Cicho! - Sméagol przekrzywiła głowę w prawo i zrobiła grymas, jakby za wszelką cenę starała się powstrzymać drugą Jodie siedzącą w jej głowie od kąśliwych uwag.
Pewnie już domyślacie się, dlaczego zyskała taki przydomek, a nie inny.
- Mój dziadek był Bułgarem - wyjaśniłem, niepewny jak zareagować na jej monolog. Niefortunny dobór imienia i nazwiska sprawiał, że ciągle słyszałem to pytanie.
- Chyba powinnyśmy już iść - wtrąciła się cicho Sophie, nerwowo tarmosząc ucho swojego misia i spoglądając na Sméagol, która zrobiła się czerwona na twarzy z wysiłku. - Lepiej, żeby tutaj nie wybuchła. Chodź, Jody - chwyciła swoją koleżankę pod ramię i oddaliły się w stronę korytarza.
- Do zobaczenia - rzuciłem na odchodne. W odpowiedzi podniosła do góry Yogiego i pomachała mi jego łapką.
Uśmiechnąłem się półgębkiem. Może nie musi być tutaj tak najgorzej?
Nagle ktoś złapał mnie za ramię i gwałtownie obrócił w swoją stronę. Przestraszony wciągnąłem powietrze, ale powstrzymałem krzyk chcący wyrwać się z mojego gardła, zamieniając go w nieokreślony pisk, kiedy zobaczyłem, kto przede mną stoi. Słowo daję, czasem łatwo było mnie przestraszyć.
- Śliski Jim? - wyszeptałem zdziwiony.
- Dla ciebie Pan Śliski Jim, Iwanow - warknął, pociągają mnie w stronę mojego fotela. - Widzę, że spodobały ci się tutejsze dziewczyny.
Jego impertynencja powoli zaczynała działać mi na nerwy, ale mimo wszystko poczułem, że policzki lekko mi się rumienią.
- Czego chcesz? - zapytałem, ze złością wyrywając rękę z jego uścisku i prostując się. Z satysfakcją odnotowałem, że byłem od niego przynajmniej o pół głowy wyższy.
- Dziś wieczorem ktoś po ciebie przyjdzie. Idź z nim i nie zadawaj żadnych pytań, jeśli nie chcesz spędzić tu reszty życia. Zrozumiano?
Zmarszczyłem brwi.
- Czy to była groźba? - spytałem.
- Nie, chłopcze. To była twoja największa obawa wypowiedziana na głos - nie czekając na reakcję wyminął mnie i odszedł.
Stałem tak jeszcze dobre parę minut, trawiąc jego słowa. Co to niby miało być?! Najpierw odwiedziny w moim starym, kochanym pokoju (Panie, świeć nad jego duszą) a teraz takie coś. To wszystko coraz bardziej zaczynało przypominać niskobudżetowy film gangsterski z kiepskimi efektami i jeszcze gorszymi dialogami, które puszcza się w niedzielę wczesnym popołudniem, z założeniem, że i tak nikt ich nie będzie oglądał. Pamiętam, że zastanawiałem się wtedy, w co jeszcze może rozwinąć się ta chora sytuacja.
 Oh, Jon Snow, you know nothing.



_______________________________________________________

Wiem, za krótki i z góry za to przepraszam. Nie jestem też jakoś specjalnie z tego fragmentu zadowolona, no ale ważne, że jest. Akurat wczoraj zaczęły mi się ferie, więc mam zamiar naskrobać coś dłuższego. Nie do końca wiedziałam też, jak przeprowadzić dialog Jodie z Jodie, więc jeśli ktoś zna bardziej fachowy sposób - prosiłabym o info. :D Skromnie zachęcam też do pozostawiania komentarzy - są one dla mnie potwierdzeniem, że ktoś to czyta i moja pisanina nie idzie na marne. ^-^

10 komentarzy:

  1. hahaha Sméagol nie no dobre wewnętrzne dialogi prowadzone na głos wymiatają. Siedzę i cieszę się sama do siebie, choroba zaraz sama trafię do wariatkowa XD Nie no Albert ma naprawdę świetnych kompanów XD Kurcze naskrob coś dłuższego jak najszybciej ^^ robi się coraz ciekawiej i poczucie humoru to ty masz oj masz :D Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszy mnie, że się podoba i że rozmiesza, w końcu o to między innymi mi chodzi. :D Pozdrowionka. ^^

      Usuń
  2. Naprawdę mi się podoba :)

    W wolnej chwili serdecznie zapraszam do mnie:
    http://w-swiecie-liter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że to nie jest następny urwany po 4 rozdziałach grafomanii blog. Like za Yogiego i nawiązania do Martina :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Highfive! :D Mam nadzieję, że zyskałam stałego czytelnika.

      Usuń
  4. Naprawdę, bardzo wysoki poziom, podoba mi się ogromnie. :)
    Obserwuję i czekam na ciąg dalszy z wielką niecierpliwością.
    merci-m.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, jeszcze dziś cierpliwość zostanie nagrodzona. ^^

      Usuń
  5. Bardzo fajnie opowiadanie:) Historia wciąga i nie można się oderwać. Obserwuję i zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję i w wolnej chwili zerknę także do Ciebie. :D

      Usuń

Jeśli przeczytana historia coś w tobie poruszyła - zostaw ślad. Każdy komentarz jest dla mnie bezcenny.